It seems that you're using an outdated browser. Some things may not work as they should (or don't work at all).
We suggest you upgrade newer and better browser like: Chrome, Firefox, Internet Explorer or Opera

×
Dalebor miał plan, pomoże smokowi otrząsnąć się, jak nie będzie za dużo przynudzał to go wysłucha a później przemówi do rozumu i odprowadzi do jaskini... tylko, że... gdy zbliżali się do karczmy wszystko zaczynało wyglądać inaczej...
Hałas który płynął ze środka w niczym nie przypominał imprezy tylko... jakiegoś rodzaju maszyny...

Gdy weszli do środka, oniemieli ze zdziwienia... na środku karczmy ogromne zbiorniki poprzeplatane rurami... w szklanych baniach coś bulgotało i buzowało a do balonów płynął gaz... wszędzie poustawiane baniaki... żadnych ludzi i tylko właściciel karczmy z lekkim uśmiechem mówi -"no co? zapłacił z góry, powiedziałem ludziom, że wszystko wypił i kupił karczmę"

- Ja nie piję... za bardzo - powiedział wyraźnie wesoły LonGradon i wypuścił dym nosem co wydawało się typowe dla smoka, - ale choćbym bardzo chciał to musimy się pośpieszyć...

Dalebor i Casper stali w lekkim szoku, - Co jest w tych skrzynkach?
- To wirus o nazwie Killingmoon nie ruszajcie broń Boże! infekuje wszystko czego dotknie, przez chwile nawet kontrolował Carriona ale i to przewidziałem, ma wiele twarzy i udawał lokalnych mieszkańców ale wszystkich zidentyfikowałem... Oni chcieli zainfekować Księżyc i wszystkich co tam są.... Organizacja Narodów Księżycowych nie zgodziła się na to i zablokowali mu dostęp do ostatniego poziomu... próbował przeniknąć ale zorientowali się... teraz... wszystko już jest jawne ale nie oto chodzi... - zastanowił się LonGradon
on...zainfekował mnie... musiałem odgryźć sobie nogę, ta jest miedziana na stałe... Carrion jest niewinny, jest kochany... ale ten wirus może zainfekować nawet Was i wtedy już nie będziecie sobą... wiecie co to zombie? -zapytał smok

Dalebor postanowił przejąć inicjatywę... - Chcesz to zniszczyć prawda? Chcesz zniszczyć te skrzynki aby nikt ich nie otworzył i nie zaraził się tym co jest w środku? - Ty... nie masz żadnych screenshotów Casper prawda? To prawda te skrzynki to jedyne dowody na istnienie wirusa.
- Ej no co Ty ?! Przecież gdziekolwiek je weźmiesz próbując je zniszczyć zarazisz sie! zrozumiał Dalebor... czego ode mnie oczekujesz?
- Ten Duszek za 10 dni dorośnie i będzie znowu mógł być smokiem, ten smok będzie Ci już zawsze wdzięczny Daleborze. A teraz musisz mi w czymś pomóc...

- To wszystko to bioetanol i wodór, wirus można spalić ale tylko jeśli jest połączony z żywą tkanką, gdy wszystkie skrzynki otworzą się i wirus znów mnie zainfekuje rzucę się na wszystkie żywe istoty myśląc, że są mi wrogie... zapal proszę tego jointa Daleborze i pomyśl o mnie dobrze a gdy tylko usłyszysz dziki ryk wrzuć do tej rury.... Casper Ty już jesteś duchem, zostań tutaj i przypilnuj mnie gdy rozpoczniemy proces....
Dalebor stanął w bezpiecznej odległości, odpalił, zrelaksował się i czeka... Pomyślał... to wszystko ładne piękne ale to miała być moja historia, opowieść o czynach... Jak ja mam przydać wiosce chwały jeśli będę tylko stał i palił jointa... I już zmierza z powrotem w stronę wejścia, patrzy przez okno a tam Carrion i Smok w ludzkiej postaci przy stole coś robią ze skrzynkami a Duszek lata wkoło po pomieszczeniu coraz szybciej...
LonGradon otworzył pierwszą z 6 skrzyni, coś rażącego błysnęło i Smok usiadł i posmutniał... ale już po chwili otrząsnął się i mówi - Carrion, ja wiem, że nie umiesz pisać, ale to co zdecydowałeś się zrobić jest piękne... Twoja kolej...
Ośmiornica ułożyła macki w uśmiech podniosła drugą skrzynkę i wchłonęła w siebie jak kamień w wodę.... przez chwilę zaczęła się trząść by znów ułożyć macki w uśmiech chociaż nieco wolniej...

- Teraz ja! krzyknął Dalebor.... W skrzynkach są butelki! Dawaj mnie te skrzynie...
- Daleborze nie! To za mocne! protekcjonalnie rzucił Casper
- Ha! Jestem Dalebor herbu Boner! ...i wychylił jedna po drugiej wszystkie butelki z trzeciej skrzynki... Oczy mu pociemniały, bardzo się zafrapował, spojrzał na smoka, ośmiornicę, ducha... - Wy... Wy...
Wypiłem... too... to próbuje mnie zdenerwować wszelakimi metodami, too... skądś zna moje słowa i używa ich przeciwko mnie, too... chce mi zabrać wszystko co kocham!? - too chce żebym się tego słuchał ... too chce żebym Was atakował...
- Tak Daleborze, to czyste zło... zanieczyszcza Twoją duszę w najmniej spodziewany sposób....
- Carrion podniósł trzy kończyny w górę
- Tak, zostały trzy najtragiczniejsze skrzynki, ale dzięki Tobie Daleborze pijemy wszyscy o jedną mniej, ja pierwszy...
Smok ułożył sobie osiem otwartych butelek między palcami, przechylił... oczy zapaliły się... Wy... Wy... Wy wszyscy jesteście age... age... aaaaarrrggghhhhh! rzygam na Ciebie wirusie!, niech każdy pracuje gdzie chce! ale miłości nam nie odbierzesz! jesteś niczym wirusie, natura zgniecie takie coś... oczy wróciły do swojego stanu a z nosa smoka-człowieka poleciała wpierw krew a później dym aż wreszcie uśmiechnął się, chociaż wewnątrz płonął potrafił to wytrzymać, czuł że Słońce i prawdziwy Księżyc kochają go za to, - Nie bez powodu mój awatar to runa śmiechu, LonGradon zadrwił z wirusa...
- Carrion teraz Ty... - rzucił gotowy również na swoją skrzynkę Dalebor...
- Ośmiornica wspieła się na ścianę wydała z siebie przenikający mózg krzyk i zostawiła większą część siebie pod sufitem zachowując możliwość odrodzenia się. Trzykrotnie mniejsza przykleiła się do skrzynek, podniosła głowę z dość przerażającym uśmiechem z zębami w kilku rzędach i wchłonęła skrzynkę...
Natychmiast uniosła się stojąc na wyprostowanych mackach i zaczęła mierzyć wszystko wkoło gotowa do ataku...
To teraz ja, powiedział spokojnie LonGradon... Podszedł do ośmiornicy i ją przytulił... przez chwilę nic się nie działo...
- Daleborze rzuć jej tego jointa! teraz!
- A tak, oczywiście, Dalebor wyciagnął połowe jointa z kieszeni, odpalił od lampy na ścianie i rzucił w stronę ośmiornicy... trafił prosto w trąbkę do oddychania... Carrion zaciągnęła się... Jednak natura Carriona kazała jej niszczyć... Ścisnęła LonGradona, wbiła w niego zęby i macki i na oczach Dalebora zaczęła smoka-człowieka wchłaniać...
- Daleborze, to co powstanie będzie Cię chroniło, nie przejmuj się, moja dusza jest tam... Casper teraz!
- Duszek zaczął latać, wkoło sali, coraz szybciej trącając zachowany zarodek Carriona, aż wreszcie jako jednolita smuga wniknął z hukiem i momentalnie spadł ze ściany będąc żywą już masą, dwukrotnie przekraczając rozmiar zawirusowanego tworu przy stole...
Dalebor spojrzał na smoka człowieka który wyraźnie zainspirowany filmem terminator uniòsł kciuka w górę dając się powoli konsumować zmienionemu Carrionowi... aż został... sam kciuk... Tu du dum du dum! Tu du dum du dum! Na na naaa naaaa naaa naaa....
- On zawsze lubił dramatyzować odezwał się Casperrion^...
Wirus pochłonięty konsumowaniem małego Carriona i LonGradona jednocześnie nie zwracał w ogóle uwagi na resztę sali, a w kącie cały czas stał osłupiały właściciel tawerny....
- Zobacz co mu teraz zrobię, jestem duszą smoka w ciele potwora, Casperrion^ przemieścił się do butli z etanolem i zbiornikòw z wodorem, i wypił i wciągnął połowe... Następnie podszedł do samokonsumującej się mocno zarażonej wirusem istoty i z zapamiętanym od ludzi gestem popukał twór w coś co przypominało ramię...
- Ej, Killing! Lubisz grilla?
- Twòr obròcił się by prosto w twarz przyjąć pierwszy ogniowy podmuch etanolowo-wodorowej mieszanki którą smoki produkują naturalnie od pokoleń...
- Wirus zorientował się, że nie ma w tej hali szans, i wystrzelił przez ścianę nie do końca zrobiony na nowy twór...
- Zaraz wracam, powiedział z uśmiechem Casperrion^ Daleborze... Twoja skrzynka jest najtrudniejsza do przetrwania...ale uda się Nam...
Attachments:
Post edited April 30, 2023 by Casper^
Coś go długo nie było i Dalebor zaczął rozmawiać z właścicielem tawerny gdy przyszedł klient, a do tego jeden z najbardziej szanowanych obywateli w wiosce.
- O! Jaki oryginalny wystrój! Dajcie no Gryg!
- Niestety już nie ma odrzekł Marcin, tawerna przechodzi remanent.
- Jak to remanent? Przecież dwa dni temu wszystko było dobrze, odpalił Maciej
- Ty mi powiedz, zażartował Marcin
- Jest jeszcze cała skrzynka przecież widzę.
- To jest rekwizyt filmowy, nie możesz, nie chcesz tego otworzyć, kręcimy tu film.
- Film? To dlaczego ja nie gram? odpalił Maciak
- Już jutro znôw wszystko będzie po staremu.
- A Dalebor pije!
- On też gra w tej sztuce, jeśli chcesz, (i oddał Maciejowi piwo z własnej szafki) to usiądź sobie tam na wzgórzu na pewno coś ciekawego się wydarzy.
- No dobrze, dzięki!

Tymczasem, w podskokach poprzez las do karczmy wraca Casperrion^ trochę osmolony ale zadowolony.

- Jesteś, i jak? - zapytał Dalebor
- Usmażyłem to coś, fajnie skwierczało xD - odrzekł Casperrion^ ; wyglądało jak spalona pizza pepperoni na koniec, jeszcze próbowało coś mówić ale wyglądało na szczęśliwe, że ginie co mnie pozytywnie zaskoczyło.

Skrzynka. - powiedzieli wszyscy naraz.

Słuchajcie mnie teraz - stanowczo dodał Dalebor - Ja wiem co zrobić. - wziął skrzynkę i wychodzi z karczmy...

- Co on robi?
- Nie wiem...
- Przyszedłem do Was by Wam pomóc, ufacie mi czy nie?
- Tak! odpowiedział natychmiast Casperrion^
- W zasadzie tak - odpalił Marcin
- To dobrze - Dalebor ucieszył się- chodźcie tutaj, stańmy wkoło tej skrzynki - i położył ją na trawie
- Mamy się trzymać za ręce ?
- To chyba nie będzie konieczne, trzymajcie dłonie o tak...

Na niebie zaczęły pojawiać się smugi światła... ròżne kolory tańczyły ze sobą wśród chmur i nieba i Słońca...

Powtarzajcie za mną, powiedział Dalebor
- Hospodi, pomiłuj.
- Panie, zmiłuj się. - powtórzyli trzy razem
- Sława Otcu, i Synu, i Swiatomu Duchu, i nynie i prisno, i wo wieki wiekow. Amiń.
- Chwała Ojcu, i Synowi, i Świętemu Duchowi, i teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

Kolory kondensowały się i łączyły w jedną linię jeden przy drugim.

- Otcze nasz, Iże jesi na niebiesiech! Da swiatitsa Imia Twoje, da priidiet Carstwije Twoje: da budiet wola Twoja, jako na niebiesi i na ziemli. Chleb nasz nasuszcznyj dażd' nam dnies', i ostawi nam dołhi nasza jakoże i my ostawiajem dołżnikom naszym; i nie wwiedi nas wo iskuszenije, no izbawi nas ot łukawaho.
- Ojcze nasz, Któryś jest w niebie! Święć się Imię Twoje. Przyjdź Królestwo Twoje. Bądź wola Twoja jak w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom, i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. - wypowiedzieli z ufnością

Ręka Boga pojawiła się na niebie, zaczęło wiać, niebo zachmurzyło się, by nagle stało się to czego wszyscy się spodziewali...
Jak tu nagle nie przy... przep... Nagle zobaczyli jak dwie wielkie chmury zbliżają się do siebie, powietrze było tak naelektryzowane, że podnosiło do góry... I wtem! Błysk! Trzask! Grom! Uderza w skrzynkę ktòra... zniknęła... i cisza... a na niebie pojawiła się piękna siedmiokolorowa tęcza, z bardzo ważnym granatowym kolorem.

- Przymierze! - krzyknęli
- Tam będzie najbezpieczniejsze Daleborze, cudowny pomysł
- Bo Twoje jest Królestwo i potęga i chwała Ojca, Syna i Ducha Świętego na wieki Amen. - wypowiedział Dalebor i gdy spojrzał w górę byłby przysiâgł, że Słońce cieszy się do niego.

Wrócili do karczmy, Marcin poszedł za bar czegoś poszukać...
Casperion zwrócił się do Rycerza:
- Daleborze to jest teraz Twoje; wskazał na maszyny do bioetanolu i wodoru; załatwiliśmy Ci licencję na jawną produkcję i Twoja wioska będzie Cię za te wydarzenia już zawsze wysławiać, mając do dyspozycji dowolną ilość obu paliw które można wytwarzać z wody i krzaków. Co do reszty wydarzeń... Opowiedz im ile chcesz.

- Spokojnie Wszystko widziałem; rzucił właściciel karczmy; Casperrionie^ dużo mówili o Tobie i Twojej jaskini... niedobrego, i to bliscy mi współpracownicy, ale teraz widzę jak krystaliczne są Twoje intencje... Proszę, weź ten obraz, to od jednej z naszych wioskowych Artystek na znak przymierza, nie wiem co ona tam bazgra ale ludziom się bardzo podoba.
- O! To wspaniałe! GogChan tuli Casperriona^ Zawieszę na honorowym miejscu!

- Słuchajcie, Dziękuję Wam i ide do wioski bo czekają na mnie. powiedział Dalebor
- Bez Ciebie było ogromne ryzyko, że wszyscy zarazimy się wirusem Killing, w zasadzie... Uratowałeś te rzeczywistość przed tym czymś, Daleborze!

- Bóg z Wami, i pamiętacie, mniej magii i więcej modlitwy... i wyruszył
- Chyba go trochę kocham
- Tak, to żaden wstyd trochę kochać dobrego człowieka
"Dalebor Ocaliciel"... namalował na ścianie napis właściciel karczmy
- Coś mi chyba dodali do piwa; zastanowił się Maciek nad tym co widział
...a życie w wiosce wróciło do względnej normy...
...a w jaskini znów zapaliło się światło...
Post edited May 01, 2023 by Casper^
A new adventurer enters the cave. Sir Lifthrasil von Baliho-Traunstein. He's from Thorwal (i.e. a kind of Viking from the world of The Black Eye / Realms of Arkania) and he is very armed. Four-armed indeed, which was a magical accident. Also he is a Knight of the Empire, ruling over a barony. ... Which was a political accident. So basically he's a walking accident. Especially for his opponents in battle and for his friends in social situations. He has the social grace of a steam-roller.

His weapon of choice is a giant war hammer that needs three hands to use. Which leaves one hand free for a shield.

And since he likes the name, he challenges Killing Moon to reveal the loot to him.
Post edited May 02, 2023 by Lifthrasil
The Killing-M Virus was dead and gone BUT there is a secret story behind it about a Brave Warrior with giant Hammer to be revealed .... Historia i tłumaczenie w trakcie tworzenia, kod Yesterday przekazany, Mistrz Gry na stanowisku ^

Lifthrasil zaplanował coś czego nikt nie mógł przewidzieć, otóż za swoją wolność, krytykę i pomoc ludziom lokalna ekipa rządząca postanowiła go unicestwić. Przewidział to, od kiedy doktor Van von Metalherz skonstruował maszynę do odrastania kończyn której użył trzy razy po tym jak ręka zdematerializowała się w wyniku próby teleportacji. Cztery silne szybkie ręce były pomocne. Szczególnie do tego co zamierzał uczynić...

...zainscenizował swoją śmierć, schował się w trumnie i gdy tylko rozpoczął się pogrzeb i usłyszał jak ziemia jest rzucana na gòrną płytę przy uśmiechach zebranych cieszących się ze zwycięstwa napastników, którzy w swojej głupocie chowali go z nieodłącznym dwumetrowym młotem +2 od elektryczności. Sam będąc tych samych rozmiarów wzdłuż i wszerz, złapał się za kostki i przyciągnął zwinnym ruchem nogi do siebie kolanami wybijając dwie dziury w wieku, następnie uderzył wszystkimi rękami w górę, rozpoławiając pokrywę i wstał...

Ku absolutnemu przerażeniu zebranych wkoło osób wziął swój młot w trzy ręce i wyskoczył wysoko w górę by z niedostępnym dla znanych istot impetem spaść na pierwszego oprawcę wbijając w ziemię do kolan i pozbawiając głowy... Wolną ręką trzymając następnego... Bang! i boom... i bang! i widząc gdy jeden ucieka szepnął do młota - "goń!" , rzucił... efekt był oczywisty... Bang!.... wszyscy pięcioro nie mieli już nic do powiedzenia....

- Ta, co wy tacy przybici? zażartował - trzeba było próbować?
Odpowiedzi już nie usłyszał i aby się zrelaksować postanowił pójść do wschodnich lasów... na przyjemny słoneczny spacer... Dzierżąc w wolnej ręce połowę wieka trumny jako tarczę...

Tymczasem, Casperrion goniący Virusa Killinga zmierzał na zachód aby ostatecznie wyjaśnić palący problem rozprzestrzeniania się pokractwa... Widział jak odpełza z dużą prędkością łapiąc pni drzew i odpychając się od nich jakby chciał płynąć....

Lifthrasil szedł już jakiś czas, słuchając śpiewu ptaków i szumu drzew, a nawet zbierając jagody którymi zrobił sobie twarzowy kamuflaż... Byłby nawet już coś zaczął tworzyć, ściągnął koszulę rozciągając na gałęziach i różnokolorowymi jagodami zaczął malować zachód słońca... wtem... coś zaczynało się zbliżać świszcząc przy tym i sapiąc by z impetem rozedrzeć koszulę-obraz i biec dalej...

- Co to za obrzydlistwo? , Killing-M odklejał od siebie mokry obraz co wyraźnie go spowolniło....
Post edited May 04, 2023 by Casper^
- Obrzy...? Obrzydlistwo? Ja się staram a Ty mnie oceniasz? -Goń!- szepnął do młota Barbarzyńca
Młot trafił Killinga dokładnie w.... obalając na ziemie i paraliżując elektrycznością....
Lifthrasil podszedł do dziwadła i zapytał - Co Ci się nie podoba, co?Pokrako, cały dzień jagody zbieram, poświęcam ubranie a Ty to niszczysz?
- Khaassssperrrrrion, wysyczał, zabije i Ciebie, idzie tu...
- Przecież widzę, że kłamiesz, a masz! i zdzielił Killinga młotem jeszcze raz by ku swojemu zdziwieniu zobaczyć, że osobnik próbuje zmienić kształt na ludzki.... - Żadnych sztuczek... a masz jeszcze raz! Tym razem Killing zmienił się w wielkiego żelkowego misia...
- Zjedz mnie, zjedz mnie! ... wołał Killing
- Nie chcę! To żelka na bazie zwierząt! Zmień się w roślinną! Bang!
- Nie potrafię! Nie potrafię się zmienić! - krzyczał Killing
- Bang! i tym razem przybrał kształt starożytnego krzyża
- Co? Nie masz szacunku do niczego! Bang! - przyładował Lifthrasil, by zobaczyć jak zmienia się w wielką pizze

- Uważaj! , wydarł się biegnąc Casperrion^ , to nie jest normalne! Nie daj się dotknąć bo Cię zarazi i będziesz taki sam.
- Widzę! , a Ty co za mądrala i czemu jesteś podobny do niego? , odpalił Lifthrasil
- Jestem... Casperrion! Gonię go za to co wyprawiał w wiosce
- Mówił, że chcesz mi zrobić krzywdę? Co zamierzasz?
- Boże broń, jestem pokojowym potworem, zamierzam go usmażyć
- Tak myślałem, tu leży ta wielka sparaliżowana pizza
- O! Pizza, jemy?
- Nie bądź głupi, to jest Killing, tylko go zmieniłem
- To... To jest Killing? , mając w sobie oba paliwa Casperrion^ podszedł do Killinga, spojrzał na Lifthrasila i zapytał - Mogę go dokończyć?
- Pal to szybko zanim minie paraliż... Odpowiedział Lifthrasil
Post edited May 04, 2023 by Casper^
...i spojrzał na Casperriona^ który miał opory... -Ej! Co jest? kończysz go czy nie?
- Ja... Chciałem tylko żeby nie wprowadzał ludzi w błąd... żeby był dobry... był moim...
- A Ciebie też młotem zdzielić? - uśmiechnął się Sir Lifthrasil von Baliho-Traunstein. -Tylko jeśli chcesz? , dodał
- Jeśli chcesz... uśmiechnął Casperrion^ , ciekawa broń...
-To za chwilę to zrobię bo widzę, że Ci to pomoże... ale teraz, i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę żarową, teraz musisz coś zrobić...

Killing leżąc plackiem przelał do głowy Casperriona myśli - Zrób to... już mam dość niebytu... stworzyli mnie takiego... Zrób to... tchórzu... wiem, że tego nie zrobisz bo w środku jesteś obrzydliwie dobrym człowiekiem... nie jesteś żadnym smokiem... jesteś żartem... jesteś...

- Przepraszam, że się wtrącam, rzucił Lifthrasil, ale obydwoje jesteście obrzydliwi w tej formie... , i złapał Casperriona trzema rękami, czwartą przykładając z przodu zapalniczkę... - Jak nie możesz tego z siebie wydusić to Ci pomogę. Lifthrasil ścisnął Casperriona z taką siłą że strumień smoczego ognia o temperaturze 2000*C wystrzelił w stronę Killinga smażąc i spopielając wirusa, aż został ślad wyglądający jak spalona pizza pepperoni...

-Teraz Ty, nim się rozmyślisz, Lifthrasil wziął młot i spojrzał na niepewnego Casperriona... uśmiechnął się znów, jak to miał zwyczaj w takich chwilach,... nic się nie bój chłopie, trzymaj...
-Gdy tylko człowiek-smok-duch-potwór dotknął metalowej części energia przeszyła zmutowane ciało
-Wiem wiem, teraz zdecyduj się na jakąś formę w której czujesz się najsilniejszy
-Człowiek... pomyślał Casperrion^ , i wrócił do swojej dawnej formy jednak na ciele w różnych miejscach pojawiły się tatuaże ochronne symbolizujące najwyższe ziemskie siły...
-O! Teraz wyglądasz jak człowiek!
-Dziękuję! Lubię te formę najbardziej.

Lifthrasil rozpalając ognisko był zadowolony z dzisiejszego dnia i postanowił nazajutrz wrócić w swoje strony, a Casperrion w głębokiej zadumie, oparty plecami o drzewo patrzył w lecące iskry w stronę gwiazd...

- Się za bardzo nie rozczulaj, tylko o jedno Cię proszę, powiedz w wiosce, że sam to zrobiłeś, musisz...
- Dlaczego?
- Wyruszam dalej w las wieść spokojne życie i nie chcę żeby ktokolwiek wiedział kim jestem i gdzie jestem
- Oczywiście, Sir Baliho-Traunstein, ludzie na zawsze będą z Ciebie dumni
-Na zawsze... ,zamyślił się Lifthrasil, -dobrze się stało... ,dodał.
Post edited May 04, 2023 by Casper^
After his successful adventure, Sir Lifthrasil von Baliho-Traunstein returns home, to his little barony around castle Traunstein, in the county of Baliho. The villagers greet him with cautious friendliness. After all, he is a noble and a barbarian. Two reasons not to trust him. But that was about to change. On his way through the village on the back of his trusty steed 'Donner' he called to everyone: "Full village meeting in my castle this evening. Everyone come! I have decided something that will affect you all!"

Well, that sounded ominous. Nobles deciding things that would affect the small people did never bode well. But Sir Lifthrasil had a big hammer and two swords and knew how to use him. Plenty of reason not to anger him. So, in the evening the entire village came timidly to the castle. But their mood changed somewhat, when a large barrel of meade was rolled into the courtyard, opened and the meade poured freely to everyone. People were still cautious of the noble's whims, but drinking alcohol definitely helped!

Lifthrasil jumped onto the large barrel in a single leap so that everyone could see him.
"People of Traunstein and of the entire barony, I have just returned from another successful adventure. And I brought loot again ... no, not a lute, don't worry. I won't sing. But upon returning here I was wondering what to do with all the riches from all my adventures. I mean, I have much more gold than I can eat and every adventure only increases my treasures. So why do I still take taxes from you? What difference to a few pennies make in that giant hoard? Well, yes, it's tradition that the nobles tax the poor and get filthy rich. But I'm not noble by birth. The emperor just made me one, may he be blessed. Luckily I could haggle him down from baron to knight. Not that that changed the size of my barony, but who wants to be high nobility anyhow? Knight is plenty of responsibility. ... But I digress. Since you all are souzed already I'll keep it short:
From today on, anyone who swears fealty to me and belongs to my people will not have to pay taxes. Ever. Again!"

Stunned silence.
Then: "WAT DID HE SAY?" yells an old geezer, hard of hearing.
"NO TAXES!" yells his neighbor.
"DOES HE MEAN IT?"

"YES, HE DOES!" yells Lifthrasil "AND NOW CELEBRATE! THAT'S AN ORDER!"

Oh and celebrate they do! The barrel is soon emtpy and is replaced with another one. The revelry extends deep into the night and on the next day, farmers with a dreadful hangover work the fields. But they are happy farmers who will not be as poor as they used to be anymore.


Of course, when these news reached the neighboring baronies everyone declared Lifthrasil to be crazy. And there were attempts to have him removed from power by all nobles around, who now looked really bad for their taxes. And there were lots of attempts by all farmers from all baronies and counties around to move to Baliho-Traunstein, until there were more inhabitants than room. So, with all the happiness the decision brought it also brougt political trouble. Who would have thought? But that is a story for another time.

But on the plus side, telling so openly that he was filthy rich also attracted many, many would-be thieves and conquerors who tried to steal the hoard of Sir Lifthrasil. So he never ran out of bad guys to beat up and he was content.
Serdeczne gratulacje! Dziękuję Lifthrasil! Wiedziałem, że (mu) się uda!

Fantastyczna jest ta rzeczywistość i doceniam Portal za gościnność... poważnie, na innych drogich portalach wyobraźnia została sprzedana a tu... Takie rzeczy, kto by pomyślał... : )

To może teraz uzupełniam stałą rosnącą w nieskończoność bazę gier o Uplink: Hacker Elite oraz przytulam z powrotem Gat out of hell, które wybrał Lifthrasil.
Wszystkie gry znajdują się tu
https://www.gog.com/forum/general_pl/jaskinia_smoka_gra_kostka_20k_wygraj_gre/post43

Może trochę nowych reguł, każdy może przybyć raz na miesiąc, dopisać zakończenie historii wg własnego pomysłu jednak nie naruszające zbudowanego świata gdyż wtedy będę musiał dopisać własne. Pierwszy raz jako Mistrz Gry było w liceum jakieś... 20lat temu, od tamtej pory minęło wiele lat i jest coraz lepiej.
Zrezygnowałem z kostki ale okazjonalnie może się pojawić.
Każda historia będzie w trzech aktach (postach) i moim zadaniem jest sprawić by bohaterowi udało się wyjść bohatersko ale zło zostanie uśmiercone widowiskowo. Zagraniczni goście piszą po angielsku, polscy po polsku a ja muszę zapewnić dogodne warunki zrozumienia. Namawiam! do stworzenia podobnego tematu wszystkich Mistrzów Gry, gdyż źródło inspiracji mamy wszyscy takie samo a jest tym wyobraźnia. Sie nagada ^

I cóż ja biedny mogę zrobić, côż mogę zrobić... Jak tylko zaprosić kolejnego Bohatera!
Zapraszamy!
Post edited May 15, 2023 by Seb3.7
Nieopodal pojawił się niepozorny (choć całkiem tęgi :)) wędrowiec, Mortimer, zwany w jednej z okolicznych krain Niezłomnym Tłumaczem - powziął bowiem postanowienie odnalezienia zagubionych ksiąg i przełożenia na rodzimy język, ku uciesze pobratymców. Nie jest przesadnie rozmowny, stroni raczej od hucznych zabaw w dużym gronie, ale stara się okazywać życzliwość i zrozumienie nawet zupełnie obcym osobom, a do tego wysłucha strapionego, który potrzebuje życzliwego ucha.

Nie jest on orłem w walce, ale dzięki zgłębianiu ksiąg przyswoił sobie mimochodem proste zaklęcia ofensywne, którymi posługuje się w razie potrzeby. Do tego zawsze nosi ze soba wynalazek znaleziony w krainie Technomantów, czarną kostkę emitującą niewielkie pioruny, zdolne obezwładnić przeciwnika (nie działa na wrogów odpornych na elektryczność/magię powietrza).

Niedawno podjął się pewnego ciekawego wezwania, ale zapytany o wybór nagrody, rzekł "Pokornie dziękuję, ale bardziej od nagrody interesuje mnie samo zadanie - wygląda na ciekawe i godne uwagi, a wyniesione doświadczenie będzie dla mnie najbardziej pożądaną nagrodą".
Post edited May 08, 2023 by MartiusR
- Mortimer widział i myślał wszystko tak jak było naprawdę... I kiedy wchodził do wioski pewnym krokiem, spojrzał na wychodzącego z lasu nieco zmęczonego wędrowca i krzyknął - Ty jesteś Seb3.7 wioskowy archiwista! prawda? -Tak... przypomniałeś mi imię , odpowiedział człowiek..., Jesteś.... jesteś tłumaczem o którym słyszała cała wioska! Ty jesteś Mortimer ! ...a ta opowieść będzie o prawdzie...

Minęły dwa dni...
-To teraz już wiemy ; zgodzili się

-Co wiecie?, zapytał Karczmarz,

-Wiemy czym jest prawda, wyjaśnił Mortimer
-Naprawdę? Przecież to niemożliwe, dodał Karczmarz
-To prawda, sam widzisz, dorzucił Seb, jest jeszcze przekonanie, sugestia, emocje...
-Tłumaczenie musi być dosadne, jeśli oryginał krzyczy to trzeba wiedzieć co porusza aby przekazać myśl dalej... Czy z karczmą wszystko w porządku? - zapytał Mortimer
-Chyba tak... Ten smok co tu urzedował zostawił przejście pod ziemią do jaskini, zdaje się że tam mogą być głębsze tunele, a dla kogo jak nie dla Was jest ten klucz...
-O nie nie nie... Może wystarczy tych morderczych przygód? Co? Chłopaki ja nie wiem co mi jest, śni mi się że latam i zionę ogniem... czasem myślę, że to prawda....
-Może to prawda? Najważniejsze by Ci się krainy zgadzały, to wszystko zawsze można tłumaczyć w różny sposób, powiedział Mortimer, wszystko dzieje się naraz w kilku wymiarach... i wtedy zaczyna być ciekawie... gdy sfery przenikają się...
-To piękne bardzo, tylko mi klientów nie straszcie dobrze? Wybieracie się coś zbadać?
-To musi być prawda, chcielibyśmy cokolwiek wiedzieć na pewno
-Chcielibyśmy być prawdziwi, nie do podrobienia
-I szukamy sposobów prawdziwej identyfikacji...
-...aby nasze myśli były prawdziwe, musimy sprawdzać wiarygodność źródła...

-Nic z tego nie rozumiem, powiedział Karczmarz, chcecie ten klucz do podziemi czy nie?
-A masz jakieś ciekawe księgi? rzucił Mortimer
-albo coś latającego? ja naprawdę tęsknię, może lotnia chociaż?
-to jest karczma! ludzie przychodzą sprzedaję im piwo, wracają do domu i żony na nich krzyczą, więcej nic nie wiem, prawdę znajdziecie w podziemiach, wierzę że ten stuknięty smok coś dla Was zostawił...

klucz skrzypiące drzwi uchylił... i weszli kamiennymi schodami do stromego tunelu trzymając bezdymne pochodnie...
Post edited May 10, 2023 by Seb3.7
...tunel przeistoczył się w most na długich filarach otoczonych przepaścią.. to znowu szerokość drogi pozwalała na swobodną wędròwkę ramię w ramię, aż natrafili na spory kamień który przemówił
-Jesteście wędrowcy co szukacie prawdy, Ty szukasz prawdy bazowej a Ty prawdy o sobie, zadam Wam dwa pytania jeśli wybierzecie źle to zginiecie na miejscu...
...-Znam się na tym! zabrał głos Seb i zaczyna spychać kamień w przepaść, zlatujący obiekt świszcze coraz szybciej i ciszej aby po dobrych dwudziestu sekundach rozpaść się z hukiem i lekkim echem, -Nie będzie nam mówiło co mamy rooooooo!...... uwaaaa!... i podłoga osunęła się i spadł w przepaść..
Mortimer spojrzał na okolicę trochę zdezorientowany, i zauważył na ścianie w niedalekiej odległości, przycisk z napisem "czas"... Wyciągnął kostkę, położył na dłoni, nakierował ... strzeliło raz drugi trzeci! ...trafiło w przycisk!... czas wrócił do momentu gdy kamień zadał pytanie....
-ekhmm... Wydaje mi się Mortimerze... lepiej będzie jeśli Ty poprowadzisz...
-Dobrze Ci się wydaje Seb, co ten kamień ma na myśli?
-Chce nas zastraszyć żebyśmy w stresie byli bardziej giętcy
-Przewrażliwiony jesteś. Zadawaj pytania Istoto - rzekł Mortimer, tylko oba naraz...
-Czy człowiek jest bohaterem którego gra? Czy każdy ma przeznaczenie?
-Jeśli nie będę bohaterem którego gram to mój bohater nie będzie prawdziwy, powiedział Mortimer, przeznaczenie można kierunkować, jestem gotowy na to co niesie ta droga...
Kamień i jedna część drogi osunęły się pozostawiając trasę otwartą, wędrowcy przeszli...
-Nie to żebym chciał być ważny, ale ten mur przed nami wyraźnie oddycha, pewno ten nawrót czasu...
-Ten mur... zaczyna się dzielić! rzekł Mag Poznania Mortimer, To jednostki bojowe! atakują nas!.... i odbiegli aby z tej właśnie strony inne podobne jednostki wystrzeliły w powietrze i stanęły na przeciw siebie gotowe do ataku....
-Które są nasze, które są nasze? pytał zdezorientowany Seb
-Wezwij swoje Marines, ja mam Imperiali, atakujemy Necronòw! krzyczał Mortimer Mag
-A normalne Marines czy te od chaosu!?
-Te normalne!... Będziemy w sojuszu i siejemy! teraz!
Dwie armie, Strażników Imperium i Space Marines przy lekkich stratach w widowiskowej walce pokonało armie Necronòw....

-Łooo... masakra... Ty często tak trenujesz?
-Często, dobra adrenalina, odpowiedział Mortimer
... rzeczywistość wróciła do wyobrażalnej i przeszli dalej na kolejny poziom... wąska ścieżka otoczona jeziorem lawy zamieniła się w kamienny plac... na ścianie zdało się słychać śmiech i nagle głos... -A teraz będziecie ze sobą walczyć!, jeśli nie to zginiecie na miejscu...
...podbiegli do jedynego kamienia z którego mogło to dobiegać...
- Na trzy!
- Trzy! I podnieśli kamola w górę i w bok a pod spodem ujawnił się wąski tunel z którego wystawała oświetlona drabina...
- Idziemy! ,zeszli w dół aż trafili na pomieszczenie pełne drzwi
- To smoka?
- Raczej nie, zobacz zupełnie inne drzwi...
- Ktoś tu podglądał, i wychodził przez ten tunel...
- To ten koleś! Ten z poprzedniego kamienia! Podłącza się pod dowolny kamień i podpowiada głupoty...
- Może to kobieta?
- Nie no, ten kamień nie ta kamień
- Prawda
I poszli dalej... drabiną... zobaczyli laboratorium techniczne...
Wiele stanowisk z mikrofonami, zapiski na kartkach, pliki na ekranie, mniejsze monitory z kasetami...
- Zobacz kasety!
- Tak, to jakieś stare miejsce...
- Ktoś idzie! Szybko do tych szaf!

Bohaterowie ukryli się a tajemniczy, lekko łysy człowiek przyszedł do pomieszczenia, położył reklamówkę z zakupami, coś z stamtąd wyciągnął usiadł za biurkiem, nalał sobie tego do szklanki i zaczął pić... spojrzał na monitory... klasnął w ręce i je zatarł mówiąc... - No co tam gołąbeczki dzisiaj mamy? Wszystko szybko poogarniam i mogę do niej pisać, może kiedyś odbierze a jak nie to się przebierzem i hop siup tralala... Jestem taki niedobry..., Cieszył się dziwny człowiek...
- Co on tu robi?
- Wygląda na to że pracuje
- Ale dla siebie czy dla kogoś?
- Nikogo więcej tu nie widać
- Na początek wyłączmy mu sprzęty, i MortiMag rzucił kostką która potoczyła się wprost po biurko... Jest. A Ty? Jesteś magiem przywołań?...
- eeee...ja... pomyślał SebMag i wyobraził sobie dwa krokodyle po obu stronach złego nekromanty...
- kłap kłap kłap!! , zrobiły wielkie paszcze a zły mag wyskoczył w górę z krzesła, walnął się w niski sufit, spadł i patrzy z niedowierzaniem wkoło co się stało...
- Uważaj! to nie iluzja. Odpaliłem prawdziwe widzenie. Mów kim jesteś i co robisz? rzucił Mortimer
- Masz ci los! ,odpowiedział nekromanta, -dwójka ciekawskich koleżków przyszła podglądać swój los... i włączył szybko program obsługi czasu a bohaterowie nie mogli się ruszać... -To jest walka turowa!, zaśmiał się nekromanta, - a Wy podeszliście za blisko i za późno! ,i wystrzelił dwa czary którymi odebrał po 60% życia obu Magom... -Wasz ruch gołąbeczki!
- Tury? Żyjemy caly czas!, krzyknął Mortimer i odpalił kostkę z której wystrzeliły błyskawice rozbijając i paląc wszystkie maszyny w pomieszczeniu... Rzucił się na Nekromantę i zaczął go dusić. -To przez Ciebie myślałem, że oszalałem wiele razy! To ty mi podsyłasz te wszystkie sugestie na wszystkim co oglądam...
- Ja...khhhj....to....khhhhh... dusił się obezwładniony Nekromanta
- Mortimerze... nie uduś go! ,krzyknął Seb, - Jeśli zginie poza grą to przegramy te partię... Wioska musi go znać... Trzymają go jako ciekawostkę... Nawet Barman coś wie bo wysyłał tu pakunki z prowiantem...
Mortimer poluźnił uścisk... - Co planujesz Nekromanto?
- Muszę Was testować, tego chce ode mnie mój Mistrz, muszę zawsze wystawiać Was na próbę...
- Więc z Ciebie taki program treningowy tak?
- Tak. Jesteście nową generacją, stare zabezpieczenia na Was nie działają, Mistrz kazał mi szukać skutecznych form kontroli, wolę walczyć z Wami niż z Nim, zaśmiał się Nekromanta
- Barman wie o tym?
- Wie. Tu jest trąbka do zamawiania prowiantu...
- Aaa więc tak tutaj przetrwałeś - zrozumiał Seb
- Mam pomysł! rzucił Mortimer i podszedł do nadajnika, - Barman! Dawaj trzy setki i wołaj tego Mistrza!

---koniec tej opowieści, potrzebny kolejny bohater----
[Epilog]

Mistrz wkroczył do pomieszczenia z sardonicznym uśmiechem.
- I jak, podobało się? - spytał, patrząc z zaciekawieniem na reakcję Tłumacza
- Niesłychanie, Mistrzu. To co, może po kieliszku przed dalszą rozmową? Nekromanto, możesz dołaczyć.
- Z przyjemnością - rzekł MIstrz, łykając bez chwili zastanowienia trunek.
- Nie, odmówię, potrzeba mi mocy na dziś wieczór - powiedział Nekromanta.
- I ja również. A to może oznaczać tylko jedno - powiedział tłumacz. - Niezła sztuczka z tymi kamieniami, ale Seb zdjął częściowo ten dylemat z moich barków, co podsunęło mi na myśl rozwiązanie. "Jeśli oni umilkną, kamienie wołać będą" - powiedział Tłumacz. Seb z początku nie zrozumiał, w jaki celu Tłumacz wypowiedział te frazę. Jednak po chwili spojrzał na Mistrza, a ten zwisał bezwiednie z lady. A jego oczy... Nie to, że się zamknęły, lecz jakby... zgasły?

- Kolejna sztuczka Ludzi z Żelaza. Niedobrze, muszę to zgłosić Mechanicusowi. powiedział Mortimer. - Musze też Ci serdecznie podziękować Seb, zepchnięcie tego kamienia dało mi do myślenia, inaczej pewnie zastanawiałbym się bez końca na tym, co ględził. A tak udało mi się dociec do hasła kluczowego.

Skołowany Seb nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim. Kim sa Ludzie z Żelaza? Kim, lub czym, jest właściwie Mistrz? I co to jest to hasło kluczowe?

Na zewnątrz dało się usłyszec grzmot.
"To po mnie" powiedział Mortimer. "Nie mam dość czasu, by podziękowac Ci za pomoc, ale przyjmij proszę tę broszurę, ona wyjaśni co nieco. Sam tłumaczyłem" dodał z dumą w głosie. Na pożegnanie pośpiesznie uścisnął dłoń Seba i wybiegł na zewnątrz. Seb od tamtej pory nie miał okazji więcej ujrzeć Mortimera, ale zostawione pisma rzuciły nieco światła na sprawę. Czytał tam o historii myślących machin, zwanych Ludźmi z Żelaza, o tym jak kiedyś grozili wszystkiemu co żywe, jak również o ich upadku. Wspomniała też o ukrywających sie niedobitkach i ich niedoskonałych wytworach, nie mających co się równać z prawdziwymi Ludźmi z Żelaza. - Co za historia - myślał Seb, kończąc czytanie broszury. - Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, choć pewne wątpliwości wciąż pozostają" - skonstatował, rozważając perypetie z minionych dni.

Seb znalazł też odpowiedź na zagadkę, po co właściwie był im podany trunek. Próba alkoholu pogrążyła Mistrza ze względu na procedury, które kierowały mechanicznym mózgiem - miał on bowiem z entuzjazmem przystępować do wszelkich rytuałów społecznych, łącznie z piciem. Nie był jednak świadom, że kolidowało to z jego rolą maga - ta bowiem była wczytywana w ramach odrębnego protokołu, a ograniczony program nie był w stanie odtwarzać dwóch ról równocześnie.

A sam Mistrz? A raczej to ,co z niego zostało? Po oskubaniu z tkanek okoliczni chłopi użyli go jako stracha na wróble. Zaskakująco dobrze odstraszał ptactwo, choć chłopi nie byli świadomi, że machina od czasu do czasu popadała w chwilowe drgawki, miotając w stronę przelatujących zwierząt śmiercionośne promienie, niewidoczne dla ludzkiego oka. Na szczęście, mistrz nie wrócił już nigdy do pierwotnej aktywności. I oby tak zostało na dobre.

KONIEC :)

(mega podziękowania dla Seba za napisanie ciekawej historii, do której miałem przyjemność napisać zakończenie)
Post edited May 14, 2023 by MartiusR
...energia która potrafi zapalać i gasić postacie, by chciały i nie chciały, by tańczyły i zastygały... by oczy płoneły i gasły... któż nadaje życia iskrom światło... kto kieruje wolą wolności...
Wiedziałem, że to nie jedna grupa a wiele różnych walczących ze sobą frakcji, będą chcieli bym wybrał... Czy to wszystko strach przed wolnością... Czy obsesja na punkcie kontroli... Wiem co zrobię z odpowiedzią którą odnajdę, użyję jako podpowiedź do następnej podróży!

Dziękuję MartiusR!
Do listy dołącza https://www.gog.com/pl/game/baldurs_gate_enhanced_edition a następna osoba może wybrać dwie gry.

Zapraszamy w nieznane! ^