Posted August 29, 2021
[OSTRZEGAM PRZED SPOILERAMI]
Ojej, od czego zacząć, CD Projekt RED patrzy...
Dopiero wczoraj ukończyłem pierwszy raz Cyberpunka 2077. Tak, po ośmiu miesiącach od premiery na komputerze, który po części nie spełnia minimalnych wymagań sprzętowych.
Dlaczego zdecydowałem się na nieco niekomfortową rozgrywkę? Po pierwsze byłem pewien, że w najbliższym czasie trafię wreszcie w Internecie na większy spoiler, który zepsuje mi odbiór tytułu. Mniejsza strata, że natykałem się przypadkowo na spoilery dotyczące opcji romansowych, mimo iż w artykułach o Cyberpunku starałem się nie czytać komentarzy, bo tak sobie zepsułem fabułę i odbiór kilku już gier i filmów. Drugim powodem - tym głównym - jest fakt, iż nie mogłem się doczekać, by poznać fabułę i przede wszystkim skonfrontować opinie graczy i chyba większości branży gamingowej z odbiorem tytułu jako najzwyklejszy na świecie gracz pecetowy, który gra zamiast wrzeszczeć w Internecie.
Przy okazji wybaczcie Drodzy Gracze i Twórcy, że te kilka słów ode mnie będzie tak nieskładne, żyję jeszcze zakończeniem tej wspaniałej dla mnie przygody i rzadko kiedy mam okazję udzielić się obszernie w jakimś temacie.
Już w połowie rozgrywki wiedziałem, że koniecznie podzielę się kilkoma słowami na temat projektu, który przygotował dla nas CDPR. W tle leci właśnie soundtrack z gry... Cóż to była za przygoda! Kiedy zleciało te 90 godzin? Mam czekać lata na kolejny tak mocny fabularnie tytuł? Cierpliwość czasami popłaca.
Początki z Cyberpunkiem były dla mnie trudne, wszystko jest świeże czy to ikony przedmiotów, specyfikacja broni, karabiny szturmowe, wyborowe, snajperskie, rewolwery, jakieś Smart, Power, jak ja się w tym połapię? A ile tych atutów! O ja, jeszcze wszczepy! Wiedźmin taki nie był: miecz, obrażenia, efekty specjalne, drzewka umiejętności, które wiadomo co oferują i można się połapać. Co się okazało, to że opanowanie i znajomość większości interfejsu, ekwipunku, przedmiotów przyszła sama z siebie, naturalnie, ja tylko wsiąknąłem w fabułę i pozwoliłem grze dać się odkrywać.
Może teraz nieco o zakończeniu (-ach). Grałem żeńską V (punk), romans z Judy, zakończenie Panam. Dlaczego wspominam o romansie, o tym za chwilę. 60% relacji z Keanu R... znaczy z Johnnym Silverhandem. Był zagadkową postacią, muszę przyznać, że do samego końca nie wiedziałem, czy V rozmawia z SI, która tylko korzysta z danych Johnnego (jak to wspomina w pewnym momencie Alt), momentami wątpiłem, że to człowiek bez ciała, jego dobre intencje pokrywały się z tym, żeby jak najszybciej przejąć ciało V szczególnie w drugiej połowie głównej osi fabularnej. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy chcemy wybrać odejście z Alt i pozostawić ciało Johnnemu.
Wybrane zakończenie z Panam było dla mnie za pierwszym razem szokiem i dołującą wizją przyszłości V, ale dopiero odkrywając pozostałe zakończenia tej historii jestem zadowolony z pierwszego wyboru: przyjaciółka ze swoją "rodziną" pomaga nam w potrzebie. W potrzebie? W akcji z której mogą nie wrócić żywi.
Z czystym sumieniem mogę napisać, że narracja jest poprowadzona jak trzeba, bo w trakcie zakończenia łezka poleciała, może nawet dwie analizując w głowie wszystko co się wydarzyło przez te godziny gry. Zakończenie z Panam jest w mojej opinii częściowo otwarte pod względem długości życia V.
Wspomnę o kilku bolączkach, które mnie szarego gracza zaczynały wytrącać z immersji.
Na pewno są to obiekty, których nie można podnieść w pewnych miejscach (szczególnie w mieszkaniu V na początku rozgrywki), a nawet w całej lokacji, ale w drugim przypadku pomogło ponowne wczytanie zapisu.
Uwielbiam romanse w grach, zdarza się że są bardzo naturalnie poprowadzone i ciekawie jest śledzić progres relacji, wydarzeń jakie się z nią wiążą, zgrzyty w związku i tym podobne.(czy będzie nam dane spotkać się z V lub wybrankiem/wybranką w podobny lub inny sposób jak w Krwi i Winie? Liczę na Waszą kreatywność CD Projekt RED), tylko dochodzi tu duże "ALE". Na przykładzie relacji z Judy romans ten jest niepełny. Mamy powiązane misje, punkt kulminacyjny, tylko mamy też w pewnym momencie gry sytuację, gdy Judy mówi, że miło się rozmawia, a rozłączając się mówi nam, żebyśmy jeszcze kiedyś zadzwonili. Co z tego, że zadzwonimy skoro do samego końca gry nie dowiemy się już niczego nowego, dwa pytania które możemy jej zadać chyba od początku znajomości oraz "u mnie stara bieda" i jedna kwestia, gdy odwiedzając Judy skomentuje ona sytuację fabularną, w której brała udział V.
Potężnym plusem jak dla mnie jest animacja twarzy, szczególnie z bliska i reakcja mimiki do wypowiadanych przez V słów, mimo najniższych detali efekt WOW gwarantowany! Dopełnieniem moim zdaniem byłyby jakieś aktywności z partnerem/partnerką na mieście (wspólny taniec w klubie? wyjście do restauracji? krótko mówiąc: jeszcze nieco więcej romantyzmu), dodatkowe kwestie niekoniecznie związane z postępami fabuły.
Piosenka nucona przez Judy? Coś pięknego i magicznego, zapomniałem na chwilę o całym problemie z chipem i innymi misjami, poczułem się jak w opowieści fantasy. Napisałbym, że jedną rzecz z jaką kojarzą mi się tony tej melodii to Dragon Age: Origins (niezapomniana historia i przeżycie).
Z mocnych wrażeń warto wspomnieć o Joshua i ukrzyżowaniu, kontrowersyjna i ciężka emocjonalnie misja.
Jeszcze z technicznych aspektów - gry nie wywaliło do pulpitu ani razu (wersja 1.3).
Czy to już czas na podsumowanie?
Jeżeli o mnie chodzi, owszem wyczekuję fabularnych DLC, ciekawi mnie co mogą wnieść do tej historii. Z początku chciałem ten temat zatytułować jako: "Mesjasz z czkawką" jako nawiązanie do ambitnego projektu CD Projekt RED, który okazał się tak ambitny, że zapewne wiele ciekawej zawartości nigdy nie zobaczymy. Zawsze mnie to smuci, gdy dobra gra musi zostać "ograniczona", bo w innym wypadku premiera zostałaby przełożona na za kolejne 2-3 lata, co mi osobiście by nie przeszkadzało, ale wiadomo: balon hajpu i te sprawy. Twórcy podjęli decyzje jakie podjęli, nic już tego nie zmieni, ale po ograniu tytułu zastanawia mnie ta ogromna fala nienawiści i frustracji środowiska graczy. Zdaję sobie sprawę, że w jednostronnej "dyskusji" brały zapewne udział osoby, które Cyberpunka nawet nie uruchomiły, a podążały za falą rozczarowania. Z drugiej strony głosy o kompletnym brak optymalizacji na konsolach starszej generacji. Czy 7 lat to mało na tak ogromny projekt? Co ze sobą zrobić w oczekiwaniu na Cyberpunk 2077 Part II?
Jeżeli nadal to czytasz, to dzięki bardzo za wysłuchanie, musiałem się podzielić swoimi odczuciami z tej produkcji, prawie nigdy tego nie robię. Równie dobrze możesz pomyśleć, że bronię CDPR czy coś w tym stylu, widziałem i takie wypowiedzi. Nie daj się wciągnąć w bagno rozczarowania i hejtu. Jestem tylko przeciętnym graczem, który potrafi docenić dobrze wykonane produkcje. Ideału nie uświadczymy, ale warto do niego dążyć. Teraz kluczowe pytanie: Czy możemy kiedyś powtórzyć podobną historię?
Ojej, od czego zacząć, CD Projekt RED patrzy...
Dopiero wczoraj ukończyłem pierwszy raz Cyberpunka 2077. Tak, po ośmiu miesiącach od premiery na komputerze, który po części nie spełnia minimalnych wymagań sprzętowych.
Dlaczego zdecydowałem się na nieco niekomfortową rozgrywkę? Po pierwsze byłem pewien, że w najbliższym czasie trafię wreszcie w Internecie na większy spoiler, który zepsuje mi odbiór tytułu. Mniejsza strata, że natykałem się przypadkowo na spoilery dotyczące opcji romansowych, mimo iż w artykułach o Cyberpunku starałem się nie czytać komentarzy, bo tak sobie zepsułem fabułę i odbiór kilku już gier i filmów. Drugim powodem - tym głównym - jest fakt, iż nie mogłem się doczekać, by poznać fabułę i przede wszystkim skonfrontować opinie graczy i chyba większości branży gamingowej z odbiorem tytułu jako najzwyklejszy na świecie gracz pecetowy, który gra zamiast wrzeszczeć w Internecie.
Przy okazji wybaczcie Drodzy Gracze i Twórcy, że te kilka słów ode mnie będzie tak nieskładne, żyję jeszcze zakończeniem tej wspaniałej dla mnie przygody i rzadko kiedy mam okazję udzielić się obszernie w jakimś temacie.
Już w połowie rozgrywki wiedziałem, że koniecznie podzielę się kilkoma słowami na temat projektu, który przygotował dla nas CDPR. W tle leci właśnie soundtrack z gry... Cóż to była za przygoda! Kiedy zleciało te 90 godzin? Mam czekać lata na kolejny tak mocny fabularnie tytuł? Cierpliwość czasami popłaca.
Początki z Cyberpunkiem były dla mnie trudne, wszystko jest świeże czy to ikony przedmiotów, specyfikacja broni, karabiny szturmowe, wyborowe, snajperskie, rewolwery, jakieś Smart, Power, jak ja się w tym połapię? A ile tych atutów! O ja, jeszcze wszczepy! Wiedźmin taki nie był: miecz, obrażenia, efekty specjalne, drzewka umiejętności, które wiadomo co oferują i można się połapać. Co się okazało, to że opanowanie i znajomość większości interfejsu, ekwipunku, przedmiotów przyszła sama z siebie, naturalnie, ja tylko wsiąknąłem w fabułę i pozwoliłem grze dać się odkrywać.
Może teraz nieco o zakończeniu (-ach). Grałem żeńską V (punk), romans z Judy, zakończenie Panam. Dlaczego wspominam o romansie, o tym za chwilę. 60% relacji z Keanu R... znaczy z Johnnym Silverhandem. Był zagadkową postacią, muszę przyznać, że do samego końca nie wiedziałem, czy V rozmawia z SI, która tylko korzysta z danych Johnnego (jak to wspomina w pewnym momencie Alt), momentami wątpiłem, że to człowiek bez ciała, jego dobre intencje pokrywały się z tym, żeby jak najszybciej przejąć ciało V szczególnie w drugiej połowie głównej osi fabularnej. Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy chcemy wybrać odejście z Alt i pozostawić ciało Johnnemu.
Wybrane zakończenie z Panam było dla mnie za pierwszym razem szokiem i dołującą wizją przyszłości V, ale dopiero odkrywając pozostałe zakończenia tej historii jestem zadowolony z pierwszego wyboru: przyjaciółka ze swoją "rodziną" pomaga nam w potrzebie. W potrzebie? W akcji z której mogą nie wrócić żywi.
Z czystym sumieniem mogę napisać, że narracja jest poprowadzona jak trzeba, bo w trakcie zakończenia łezka poleciała, może nawet dwie analizując w głowie wszystko co się wydarzyło przez te godziny gry. Zakończenie z Panam jest w mojej opinii częściowo otwarte pod względem długości życia V.
Wspomnę o kilku bolączkach, które mnie szarego gracza zaczynały wytrącać z immersji.
Na pewno są to obiekty, których nie można podnieść w pewnych miejscach (szczególnie w mieszkaniu V na początku rozgrywki), a nawet w całej lokacji, ale w drugim przypadku pomogło ponowne wczytanie zapisu.
Uwielbiam romanse w grach, zdarza się że są bardzo naturalnie poprowadzone i ciekawie jest śledzić progres relacji, wydarzeń jakie się z nią wiążą, zgrzyty w związku i tym podobne.(czy będzie nam dane spotkać się z V lub wybrankiem/wybranką w podobny lub inny sposób jak w Krwi i Winie? Liczę na Waszą kreatywność CD Projekt RED), tylko dochodzi tu duże "ALE". Na przykładzie relacji z Judy romans ten jest niepełny. Mamy powiązane misje, punkt kulminacyjny, tylko mamy też w pewnym momencie gry sytuację, gdy Judy mówi, że miło się rozmawia, a rozłączając się mówi nam, żebyśmy jeszcze kiedyś zadzwonili. Co z tego, że zadzwonimy skoro do samego końca gry nie dowiemy się już niczego nowego, dwa pytania które możemy jej zadać chyba od początku znajomości oraz "u mnie stara bieda" i jedna kwestia, gdy odwiedzając Judy skomentuje ona sytuację fabularną, w której brała udział V.
Potężnym plusem jak dla mnie jest animacja twarzy, szczególnie z bliska i reakcja mimiki do wypowiadanych przez V słów, mimo najniższych detali efekt WOW gwarantowany! Dopełnieniem moim zdaniem byłyby jakieś aktywności z partnerem/partnerką na mieście (wspólny taniec w klubie? wyjście do restauracji? krótko mówiąc: jeszcze nieco więcej romantyzmu), dodatkowe kwestie niekoniecznie związane z postępami fabuły.
Piosenka nucona przez Judy? Coś pięknego i magicznego, zapomniałem na chwilę o całym problemie z chipem i innymi misjami, poczułem się jak w opowieści fantasy. Napisałbym, że jedną rzecz z jaką kojarzą mi się tony tej melodii to Dragon Age: Origins (niezapomniana historia i przeżycie).
Z mocnych wrażeń warto wspomnieć o Joshua i ukrzyżowaniu, kontrowersyjna i ciężka emocjonalnie misja.
Jeszcze z technicznych aspektów - gry nie wywaliło do pulpitu ani razu (wersja 1.3).
Czy to już czas na podsumowanie?
Jeżeli o mnie chodzi, owszem wyczekuję fabularnych DLC, ciekawi mnie co mogą wnieść do tej historii. Z początku chciałem ten temat zatytułować jako: "Mesjasz z czkawką" jako nawiązanie do ambitnego projektu CD Projekt RED, który okazał się tak ambitny, że zapewne wiele ciekawej zawartości nigdy nie zobaczymy. Zawsze mnie to smuci, gdy dobra gra musi zostać "ograniczona", bo w innym wypadku premiera zostałaby przełożona na za kolejne 2-3 lata, co mi osobiście by nie przeszkadzało, ale wiadomo: balon hajpu i te sprawy. Twórcy podjęli decyzje jakie podjęli, nic już tego nie zmieni, ale po ograniu tytułu zastanawia mnie ta ogromna fala nienawiści i frustracji środowiska graczy. Zdaję sobie sprawę, że w jednostronnej "dyskusji" brały zapewne udział osoby, które Cyberpunka nawet nie uruchomiły, a podążały za falą rozczarowania. Z drugiej strony głosy o kompletnym brak optymalizacji na konsolach starszej generacji. Czy 7 lat to mało na tak ogromny projekt? Co ze sobą zrobić w oczekiwaniu na Cyberpunk 2077 Part II?
Jeżeli nadal to czytasz, to dzięki bardzo za wysłuchanie, musiałem się podzielić swoimi odczuciami z tej produkcji, prawie nigdy tego nie robię. Równie dobrze możesz pomyśleć, że bronię CDPR czy coś w tym stylu, widziałem i takie wypowiedzi. Nie daj się wciągnąć w bagno rozczarowania i hejtu. Jestem tylko przeciętnym graczem, który potrafi docenić dobrze wykonane produkcje. Ideału nie uświadczymy, ale warto do niego dążyć. Teraz kluczowe pytanie: Czy możemy kiedyś powtórzyć podobną historię?
Post edited August 29, 2021 by sokovirovka